„Izby pamięci to są takie właśnie drzewa”
Rozmowę z profesorem Michałem Jędrzejewski, autorem znaczka „Izba Pamięci”, przeprowadził dr Karol Machi z Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”.
Znaczkami zainteresowałem się jako chyba sześciolatek, a było to w czasie wojny. Znaczki zbierali wtedy wszyscy. Było to w Łodzi, pod okupacją. Od 21:00 do 6:00 rano bodaj była godzina policyjna. Coś trzeba było robić po zmroku. W ogóle samo zbieranie znaczków było już wcześniej oczywiście, przecież grubo przed wojną, przed pierwszą wojną już drukowano katalogi. Były specjalne albumy na różne systemy kolekcjonowania i tak dalej. Do tego były opowieści „kto to nie zbiera znaczków”, a więc na pewno królowa, król brytyjski Jerzy i prezydent Roosevelt i jeszcze jakieś koronowane głowy, co mają w swoich zbiorach najcenniejsze znaczki – to był Maurycjusz brytyjski. I tak dalej, i tak dalej.
W czasie wojny poszliśmy z mamą do znajomych. Siedziało przy stole chyba z 8 osób. Myśmy z kolegą siedzieli chyba gdzieś z boku i przeglądali albumy znaczków, bo to byli też zbieracze. Pamiętam, że ta rozmowa przy stole dotyczyła, no, przynajmniej w jakichś 60 procentach znaczków. Ten kupił kompletny zbiór Litwy przedwojenny, a gdzie on to kupił, a ile to kosztowało, i tak dalej. Byli tacy, którzy sobie specjalnie sami robili albumy. Zachodziłem do takich znajomych, gdzie jeden z członków tej rodziny kupował specjalnie takie arkusze chyba czarnego albo ciemnogranatowego kartonu i na nich wykreślał grafionem białą farbą ramkę na każdy znaczek, bo wiedział co jest w serii. Poza tym były albumy drukowane, gdzie były czarno-białe reprodukcje tych konkretnych znaczków i oczywiście katalogi i tak dalej.
Oczywiście, ja zbierałem to, co było naklejane na listach, kopertach, które były w domu. Trochę przedwojennych, bo nad parą się je odklejało. Miałem ten zbiór, najpierw to było jakieś pudło, a potem to już miałem tak zwany klaser, tam wkładałem. Do kiedy ja te znaczki zbierałem? W pewnym momencie pasjonowałem się jazdą na rowerze i potrzebowałem kupić przerzutkę. W ogóle przerzutka przy rowerze, to było coś takiego jak teraz, nie wiem, posiadanie Mercedesa. Samochodów w ogóle nikt nie miał. A dowiedziałem się, że można kupić przerzutkę, którą wykonywał jakiś fachowiec, bodaj w Poznaniu, i w jednym sklepie rowerowym można było taką przerzutkę nabyć za kwotę bodaj 500 ówczesnych złotych. No i ja po prostu posprzedawałem te znaczki, które miałem. Także zbiór się rozszedł. Przypuszczam, że to poszło chętnie w jakimś sklepie filatelistycznym, które były liczne wtedy w kraju, nawet w czasie okupacji były w Łodzi na ulicy Piotrkowskiej sklepy filatelistyczne. Musiało to być chyba za zgodą władz okupacyjnych ale tam niemieckiego się nie słyszało w ogóle, mimo, że Łódź była częścią tak zwanego Warthenlandu, czyli Rzeszy. Właściwie w sklepach na ogół mówiło się po niemiecku – żeby coś kupić, a była załoga niemiecka, trzeba było to wypowiedzieć po niemiecku – a w tych filatelistycznych, nie. To taka dygresja, ale to sprzedałem w jakimś sklepie filatelistycznym. Później mnie kolega uświadomił, że mnie nabili przynajmniej na połowę ceny w butelkę, ale przerzutkę nabyłem i miałem, no byłem bardzo ważnym posiadaczem roweru z przerzutką.
Z jednym z kolegów właśnie z tamtych lat, kiedy miałem 8, 9 czy 10 lat, myśmy rysowali sobie znaczki dla zabawy. Potem, w 1962 roku miałem taką zagruntowaną deskę, nie za dużą, chyba jakieś 80 x 60 cm, może trochę mniejszą. Coś mi przyszło do głowy i namalowałem arkusz znaczków, to się nazywa „kompozycja błękitna”, jest w zbiorach Zachęty wrocławskiej, bo kiedyś postanowili to ode mnie kupić. Uważam to za bardzo ciekawą dziedzinę, a może lepiej: dział grafiki użytkowej. Bardzo piękne projekty różnych znaczków powstawały, zresztą również w szlachetnych technikach takich jak staloryt, słynny Słania, polski projektant, który zresztą projektował znaczki dla całego świata. Robił to w sposób fenomenalny. Bardzo wielu projektantów, wybitnych grafików, projektowało. Kiedyś bardzo częstą techniką powielania znaczków był właśnie staloryt. Pięknie rytowane dzieła mikrografii, które mają poza tym swój wyraz symboliczny: poczta, łączność, związki między ludźmi.
Miałem taką przygodę ze znaczkami. W 2013 roku wylądowałem w szpitalu. I to była seria pobytów parodniowych, związanych z zabiegami, które przechodziłem. I zabrałem wtedy ze sobą szkicownik niewielkiego wymiaru i pisaki – cienkie flamastry. Przez czas tych pobytów rysowałem kolejne znaczki nieistniejących państw. Te znaczki potem były wystawione. Zainteresowała się Galeria Domus, prowadzona przez panią Martę Chupkę na Jatkach we Wrocławiu i miałem w 2013 roku wystawę tych znaczków. A potem się tymi znaczkami zainteresowało się Muzeum Poczty i w 2015 roku miałem wystawę znaczków w Muzeum Poczty. Ja tego narysowałem ponad 200 sztuk. Państwa były wymyślane. Dlaczego wymyślone? Żeby nie wychodziło, że robię jakieś podróbki emisji różnych państw. A wymyślało się z przyjemnością.
Znaczek „Izba Pamięci”, który dla państwa zaprojektowałem, przedstawia drzewo. Drzewo jako taki przetrwalnik, który w swoich słojach utrwala dziesiątki, czasem setki lat. Tak mi się skojarzyło. Muszę powiedzieć, że w pierwszej chwili, jak państwo się zwrócili do mnie, to nie miałem pomysłu, a miałem raz taki przypadek, że zlecono mi zaprojektowanie tak zwanego logotypu – kiedyś znaku firmowego. I chodziłem z tym kilka tygodni, nie wpadłem na pomysł i nigdy tego nie zaprojektowałem. To było dla jednego z zakładów tutaj, na Grabiszyńskiej, konkretnie dla Fadromy. Nigdy tego nie wymyśliłem. W rezultacie ten znaczek dla Fadromy, jeśli się nie mylę, zaprojektował kolega Ciałowicz.
Ale co jakiś czas mi taka myśl wraca, jakby ten znaczek dla tej Fadromy mógł wyglądać, ale dotąd na to nie wpadłem. Tak, natomiast ten znaczek dla Izb Pamięci, to mi przychodziły najróżniejsze pomysły, ale w końcu pomyślałem o drzewie, drzewie z okienkiem. W drugiej wersji jest okienko i nawet są schodki do wejścia. Ta wersja jest bardziej międzynarodowa z tą kulą ziemską i z korony drzewa wysuwają się dwie ręce. A ta jest bardziej taka, bym powiedział kameralna, ograniczona, powiedzmy, do jakiegoś konkretnego miejsca, chociaż to można bardzo różnie interpretować. Tak to narysowałem. Potem wyciąłem ząbki. Należy dodać, że tak samo wycinałem do tych wszystkich znaczków, dla uspokojenia. W tym szpitalu 6 osób w pokoju na ogół było i rozmowy o chorobach, i to takich nieprzyjemnych różnych, więc te znaczki to była ucieczka. Trzeba było wziąć takie nożyczki do paznokci i wtedy ciach, ciach, ciach. To się nawet dość szybko dochodzi się do wprawy.
Wracając do samego znaczka. Znajduje się na nim drzewo, w jakimś stopniu metafizyczne, ponieważ ktoś w nim mieszka: w oknie widać nawet dwie postacie, które ze sobą rozmawiają. Gałęzie symbolizują różne wątki, różne sprawy. Jedne większej, inne mniejszej wagi, ale właściwie wszystkie mogą być bardzo interesujące. U góry jest słońce w rogu i chmurka z deszczem, to znak biegu rzeczy, pogody zmiennej, która stale nam towarzyszy.
Izby pamięci to takie właśnie drzewa. Tak to interpretuję, że to są drzewa, które ciągle gromadzą kolejne doświadczenia. Na jakiejś wystawie widziałem przekrój sekwoi amerykańskiej. To było o średnicy, no nie zmieściłoby się tutaj w tym pokoju, ogromne, kilkumetrowa średnica. I na tym przeciętym przekroju były daty, co się działo wtedy na świecie przy tym słoju. Juliusz Cezar podbija Galię, Cesarz Barbarossa idzie do pokłonić się papieżowi, wojna trzydziestoletnia i tak dalej, i tak dalej. To wszystko było zaznaczone. A to drzewo ciągle rosło, aż w końcu, nie wiem, musieli je ściąć, czy się przewróciło. To są takie drzewa, które mają 1000 lat. Czytałem też o jakimś baobabie, który ma ileś tych pni, ale to wszystko jest jeden organizm. Także wydaje mi się, że to wszystko tematycznie się zgadza.
Dla mnie izby pamięci są po prostu zachowaniem świadomości o istnieniu różnych faktów, zdarzeń. Takimi składowymi historii.
Uważam, że to jest coś bardzo ważnego i cennego, równie ważnego jak te wielkie pomniki historii, takie jak Akropol, Wawel, czy inny Wersal. Bo może nawet pozwalają na jeszcze większe skupienie się na jakichś faktach, czasem drobnych, ale takich, które wiele mówią o historii w ogóle, tak mi się wydaje. A jeżeli chodzi o znaczki, to znaczki powoli wychodzą z użycia, bo elektroniczna poczta i tak dalej. Niektóre listy w ogóle nie mają znaczków ani stempla, co uważam za błędne. Bo znaczki przechowują pewne wartości, może ich użytkowa istotność odchodzi już w przeszłość, natomiast one zachowują wartości, jakby to powiedzieć, semantyczną. One po prostu coś znaczą, o czymś informują i są poza tym symbolem komunikacji między ludźmi. Podobnie jak parowozy odeszły do lamusa czy do muzeów kolejnictwa, ale są dalej symbolem kolei. Zawsze do znaczków mam wielki sentyment, szacunek. Jak widzę, że jest uszkodzony, to też cierpię.
Ten znaczek właśnie wydaje mi się być świetnym symbolem, biorąc pod uwagę izby pamięci i coś co powraca, coś co się zachowuje, czy to w pamięci, czy też fizycznie, więc uważam, że to jest niesamowite połączenie.